Daniel Defoe w „Przypadkach Robinsona Crusoe” pokazuje nam, że na bezludnej wyspie można żyć względnie cywilizowanie. Nieco później – dla odmiany – nasz rodak, Joseph Conrad, w „Jądrze ciemności” zwraca uwagę na destrukcyjny wpływ człowieka (w domyśle: Europejczyka) na nietkniętą cywilizacją (w rozumieniu: europejską) autochtoniczną ludność Konga. I jeszcze – tak nieco szkolnie, ale mamy przecież czas matur – „ludzie ludziom zgotowali ten los”, rzecze Nałkowska. „Względne jest to, co nazywamy ucywilizowaniem, łatwo możemy stracić człowieczeństwo” niczym echo powtarza za nimi Maciej Wasielewski.[1] Różnica polega jedynie na tym, że przedstawione przez Wasielewskiego w książce „Jutro przypłynie królowa” wydarzenia, zapoczątkowane w XVIII wieku, trwają do dziś i rozgrywają na zapomnianej (porzuconej?) przez Boga i ludzi wysepce o powierzchni kilku kilometrów kwadratowych.
Do 1790 roku Pitcairn była jednym z bezimiennych, bezludnych skrawków lądu leżących na Oceanie Spokojnym. Później stała się domem dla kilku marynarzy – buntowników z brytyjskiego statku „Bounty” – oraz grupy uprowadzonych przez nich Tahitańczyków obojga płci. Pitcairneńczycy żyli spokojnie w swej maleńkiej komunie, ograniczając do minimum kontakty ze światem zewnętrznym, nie uznając zwierzchnictwa brytyjskiego, mimo że korzystali z oferowanej im pomocy rządu. Wyspa jest najdalej leżącą kolonią brytyjską, formalnie władzę sprawuje na niej burmistrz oraz rada, jednak prawdziwymi przywódcami byli (i nadal są) Chłopcy – grupa najsilniejszych i najbardziej sprawnych mężczyzn, bez których wyspiarze nie poradziliby sobie na dłuższą metę.
Oczy świata zwróciły się w stronę Pitcairn kilka lat temu, kiedy to na jaw zaczęły wychodzić szokujące opinię publiczną praktyki mieszkańców wyspy. Pod piękną skórką rajskiego owocu roiło się od zgnilizny i robaków. Okazało się, iż na porządku dziennym były gwałty dokonywane na kilkuletnich nawet dziewczynkach. Proceder ten trwał od lat, jednak sprawa ujrzała światło dzienne dopiero w momencie, w którym zbiegłe z Pitcairn kobiety przerwały milczenie. Rozpoczął się proces, na ławie oskarżonych zasiedli Chłopcy oraz kilku pozostałych członków męskiej części społeczności. Mieszkańcy stali się jeszcze bardziej nieufni w stosunku do obcych, dziennikarze dostali kategoryczny zakaz wstępu na wyspę, grożono im śmiercią w przypadku publikacji treści stawiających Pitcairneńczyków w niekorzystnym świetle. Wasielewski podał się za antropologa zainteresowanego żeglarskimi sagami (historia buntowników z „Bounty” urosła bowiem do rangi legendy) i tylko dzięki temu fortelowi udało mu się zebrać materiał na książkę.
Najbardziej szokuje fakt, że praktykowane przez dziesiątki lat zachowanie z biegiem czasu stało się czymś powszechnym i wśród wyspiarzy jest na nie przyzwolenie. Mężczyźni nie widzą w gwałtach dokonywanych na nierzadko spokrewnionych z nimi dziewczynkach nic zdrożnego, kobiety milczą – zapewne każda z nich w wieku dorastania przeszła to samo, co spotyka właśnie ich córki. W trakcie procesu większość mieszkańców Pitcairn murem stanęła za Chłopcami – oprawcami ich córek, którzy jednocześnie wykonywali najcięższe prace, budowali drogi, remontowali domy, rąbali drewno, targowali się z przypływającymi raz na jakiś czas handlarzami. Ci, którzy nie stanęli w obronie oskarżonych, odbierani byli jako zdrajcy wspólnoty.
Maciej Wasielewski sporo ryzykował, próbując poznać prawdę. Za pomocą prostych słów i krótkich zdań przedstawia to, czego dowiedział się z dokumentów i potajemnych rozmów z wyspiarzami, którzy – anonimowo – odważyli się przełamać zmowę milczenia. Rysuje nam się obraz degradacji i odwrócenia podstawowych wartości, jakie nastąpiły na wyspie na przestrzeni dwóch wieków. Zastanawiamy się, jak coś, co z reguły postrzegane jest jako przejaw zła, w odizolowanej, zamkniętej społeczności ewoluowało w zwyczaj. „Chłopcy” z Pitcairn to ucieleśnienie teorii mówiącej, że im większą władzę człowiek posiada, tym bardziej bezkarnym się czuje. Autor daje nam do zrozumienia, że gwałty to nie jedyny przejaw zwyrodnienia zaistniałego wśród wyspiarzy. Są sprawy, o które dziennikarz boi się pytać w obawie przed tym, co może usłyszeć, o ile ktoś zdecydowałby się na owe pytania odpowiedzieć.
„Jutro przypłynie królowa” to książka, która zostanie z czytelnikiem na zawsze. Jeśli jest ktoś, na kim jej lektura nie wywrze wrażenia, to musi mieć serce twardsze niż kamień. Niepokój budzi myśl, że może Pitcairn nie jest przypadkiem odosobnionym, że istnieją społeczności kultywujące podobne zwyczaje, tylko świat jeszcze o nich nie wie. Gdzie znajduje się granica zła nieprzekraczalnego dla człowieka? Zło jest w każdym z nas, co zatem decyduje o tym, że jedni są oprawcami, inni ofiarami, a reszta udaje, że nie widzi, nie słyszy i nie ma nic do powiedzenia? Czy tak duży wpływ na kształtowanie naszej osobowości ma otoczenie, w którym dorastamy? Jakie jeszcze zbrodnie są przed światem ukrywane i ile czasu minie, zanim o nich usłyszymy?
***
Autor: Maciej Wasielewski
Tytuł/Tytuł oryginału: Jutro przypłynie królowa
Tłumaczenie: –
Ilość stron: 168
Miejsce i rok wydania: Wołowiec 2013
Wydawnictwo: Czarne
Tekst opublikowany jest także w serwisie
[1] M. Wasielewski, „Jutro przypłynie królowa”, Wołowiec 2013, s. 151.
mam tą książkę i widzę, że po lekturze książki Somaly Mam kolejna o podobnej tematyce… wkrótce sięgnę po nią, ale dla mnie trzeba być w odpowiednich okolicznościach przyrody i nastroju, aby przeczytać taką lekturę 🙂
Wysokie Obcasy mają wywiad z Wasielewskim – jako ciekawostkę można doczytać:
http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/0,0.html
A cóż to za książka, którą wspominasz? Bo nie kojarzę, niestety.
Droga utraconej niewinności – Somaly Mam
Dzięki wielkie! Spróbuję zdobyć 🙂
Bardzo, ale to bardzo lubię książki Wydawnictwa Czarne, zwłaszcza reportaże. Myślę, że i ta mogłaby mi się spodobać, zwłaszcza, że tak ciepło o niej piszesz i tak ogromne wrażenie wywarła na Tobie. Tylko teraz czas i pieniądz trzeba znaleźć…
Ta książka jest warta zachodu. Koleżanka mi pożyczyła do przeczytania, jednak po weekendzie zapoluję na mój własny egzemplarz 🙂
Jestem świeżo po lekturze książki. Przerażająca i wciągająca jednocześnie.Tak dojmująca, że momentami gubi się oddech a jednocześnie nie można jej ot tak w połowie odłożyć i zapomnieć o tym, co się zdarzyło w rajskim piekle. Pojawia się też pytanie, czy oby na pewno dotyczy ona tylko zapomnianej wyspy na końcu świata…?
Przy tylu miliardach mieszkańców naszego świata niemożliwe jest, aby był to odosobniony przypadek – i to chyba jest najstraszniejsze w tej historii, że nie jest ona jedyna.
Odpowiedzi na kilka pytań z ostatniego akapitu znajdziesz w książce Philipa Zimbardo Efekt Lucyfera. Dlaczego dobrzy ludzie czynią zło. Po lekturze Zimbardo inaczej się czyta zarówno reportaże takie jak Jutro przypłynie królowa, jak i takie powieści (inspirowane autentycznymi wydarzeniami) jak Dziewczyna z sąsiedztwa Jacka Ketchuma.
Oczywiście nie oznacza to, że reportaż Wasielewskego nie zrobił na mnie wrażenia. Tylko czytając to mniej więcej wiedziałam już, jak do takich rzeczy może dochodzić i – co gorsza – że to może zdarzyć się wszędzie. I podejrzewam, że tego typu praktyki mają miejsce w niejednej odludnej wiosce w dowolnie wybranym państwie.
Dziękuję za podrzucenie ciekawego tytułu – „Efekt Lucyfera” zapisałam na czytelniczej liście, będę szukała.